poniedziałek, 07 wrzesień 2015 00:00

GP sucha mucha - relacja

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

„Odkąd pamiętam w naszym domu zawsze najważniejsze były dwie rzeczy - Bóg i wędkarstwo muchowe" zaczynał swoją opowieść Norman, syn anglikańskiego pastora w filmie „Rzeka życia" Powracam do tego pięknego obrazu ilekroć uda mi się odczuć namiastkę tego co reżyser w perfekcyjny sposób przekazał. Kto pierwszy wpadł na pomysł rozgrywania na Ropie zawodów na suchą muchę nie wiem, Maciek? Piotrek? Nie ważne, ważne jest to że te kilka godzin w roku gromadzi nad rzeką amatorów kwintesencji muchowania. Wczoraj w sobotę po raz kolejny spotkaliśmy się na parkingu restauracji Orchidea aby po krótkiej odprawie dobrać się parami i wyruszyć na wodę. Ustaliliśmy, że zwycięzcą konkurencji będzie łowca najdłuższego lipienia.

Panująca susza sprowadziła wody Ropy do minimalnego poziomu ale trzeba przyznać, że przynajmniej słońce nas oszczędziło - panowała przyjemna pochmurna pogoda. Wraz z Arturem uznaliśmy, że warto odwiedzić środkowy odcinek „no killa". Po przybyciu na miejsce, zmontowaniu zestawów, wyruszyliśmy nad wodę. Na pierwszy ogień założyłem muchę z ciemnym cdc oraz tułowiem z guilla. Łowiliśmy w kilkunastometrowym odstępie od siebie spokojnie przemieszczając się w dół. Lipień początkowo nie dawał o sobie znać, brały klenie (nawet ładne) sporo jelcy, ale nie lipienie. Po godzinie poczułem się nieco zaniepokojony tym bardziej, że zdążyłem przewiązać jeszcze chrusta, jętkę w kilku rozmiarach i wariantach. Pierwsze wyjście trafiło się w połowie czasu zawodów, lipień podniósł się do muchy przyjrzał się jej dokładnie i cofnął. Ponieważ był słusznych rozmiarów pozwoliłem sobie poświęcić resztę czasu na obłowienie właśnie tego warkocza. To była dobra decyzja, minuty płynęły a do muchy podnosiły się kolejne lipienie. Podnosiły się, nie brały! Rozpoczęło się ponowne wertowanie pudełka z muchami. Strzałem w dziesiątkę okazała się jętka, o tyle że zawisły na niej dwa około 35 lipienie. Obydwa brały bardzo delikatnie i po krótkim holu spadły pokazując mi w dość malowniczy sposób ogony. Coś musiało być nie tak z muchą, bo ciągle więcej ryb ją oglądało niż próbowało. Postanowiłem wrócić do CDC tym razem w najmniejszym rozmiarze jaki miałem i białym (nie lubianym przeze mnie kolorze). Lipienie zdecydowanie się obudziły, każdy rzut oznaczał wyjście ryby i branie tak delikatne, że nie zaciąłem żadnej! Zmiana rozmiaru muchy a większy, trzy rzuty i na haku zameldował się 35 cm lipas - jak się okazało jedyny jakiego złowiłem na zawodach.

Czas szybko płynął zaczęło się ściemniać i kilkanaście minut przed czasem udaliśmy się do aut. Zawody zakończył grill, pod Kasztelem. Kiedy dojechałem na miejsce kiełbaski pachniały zanim jeszcze odnalazłem miejsce biwakowania. Wiedziony zapachem dotarłem do Maćka spisującego wyniki zawodników i Masterchefa Piotrka. Wyniki zaskoczyły nas pozytywnie, otóż w niecałe trzy godziny 10 zawodników złowiło blisko 30 lipieni w przedziale 30 - 36cm. Wygrał Piotrek Przybyłowicz właśnie 36cm lipieniem. Serdecznie gratuluję i cieszę się nie tyle z wyników co doborowego towarzystwa i tego, że wreszcie udało mi się wziąć udział w zawodach.

Czytany 1231 razy